Witold Frączek – organizator spotkania Polonii z Prezydentem Bronisławem Komorowskim – dzieli się z nami swoimi wrażeniami. Spotkanie odbyło się 16 grudnia 2017 roku w Południowej Kalifornii w okolicy Los Angeles.
Prezydent wypadł u nas doskonale! Znacznie lepiej niż moje najbardziej optymistyczne nadzieje! Czuliśmy się z nim jakbyśmy przyjaźnili się od lat. Spotkania z Polonią rozpoczął od półgodzinnej prezentacji, w której dokonał analizy obecnej sytuacji Polski i Świata, a potem nastąpiła sesja pytań, a raczej odpowiedzi, bo odpowiedź na każde pytanie była z reguły obszerna.
Zdobył wielkie uznanie publiczności, w tym i to najważniejsze(!), osób niezdecydowanych politycznie. Na spotkanie nie przybyli zagorzali zwolennicy PiS-u, ponieważ ci bardziej skrajni nie byli zaproszeni, a ci umiarkowani sami zrezygnowali. Było natomiast co najmniej kilka osób niechętnych obecnej opozycji, które po zakończeniu spotkania twierdziły, że Prezydent Bronisław Komorowski zrobił na nich bardzo dobre wrażenie! Wesoło rozprawiali z Prezydentem, a mnie dziękowali za zaproszenie. Myślę, że jest szansa, że po tym spotkaniu ich sympatia dla Bronisława Komorowskiego może przełożyć się na głosy wyborcze nie tylko tych osób, ale i ich przyjaciół w Polsce.
W trakcie swoich rozważań, Prezydent wyraził wielkie zdziwienie, jak to było możliwe, że podczas niedawnej kampanii wyborczej, po „złotym” ćwierćwieczu niezaprzeczalnych sukcesów politycznych (odzyskanie niepodległości, wejście do NATO, przystąpienie do UE) i gospodarczych (trzykrotny wzrost dochodu narodowego), aż tylu Polaków dało sobie wmówić, że „Polska jest w ruinie”!
Prezydent jest doskonałym gawędziarzem. Mówił bez patosu, dowcipnie, z wielką swadą. Ubarwiał swoje odpowiedzi wspomnieniami, z których niektóre brzmiały jak anegdoty np. jak na samym początku swojej działalności opozycyjnej odsiadywał kilkumiesięczny wyrok dzieląc celę z więźniami kryminalnymi. Pewnej nocy przywieziono do tegoż więzienia dalszych więźniów politycznych. Było ich zaskakująco wielu. Szef więźniów kryminalnych uznał, że sprawa jest podejrzana, i że być może szykuje się akcja odbijania z więzienia “politycznych”. Przywołał więc młodego Bronka Komorowskiego i tytułując go „student” powiedział: Jak wasi będą was odbijać, to pamiętaj student, że my z wami, bo my zawsze jesteśmy za wolnością. Jak już będziemy na wolności, to zdobędziemy ciężarówkę, i razem spieprzymy do Ameryki. Ten człowiek, o słabym wykształceniu nie zdawał sobie sprawy, że samochodem do Ameryki się nie dojedzie, ale Ameryka kojarzyła mu się z wolnością.
Prezydent udzielił obszernych odpowiedzi na kilkanaście zadanych mu pytań, których było by pewnie znacznie więcej, gdyby nie to, że po 2 godzinach spotkania trzeba było zakończyć część „oficjalną”. Ciasno było strasznie, ale chyba nikt nie żałował. Ktoś nawet, nawiązując do ogólnej sytuacji, powiedział: “Pełno nas, ale to ciągle za mało!”. Było nas 84, w tym kilku “prezesów” polonijnych organizacji z południowej Kalifornii od Los Angeles po San Diego, ponad 10 osób z KOD-u LA, kilkoro młodych, w tym i nastolatków(!), oraz przedstawiciel WOŚP na południową Kalifornię, który zaapelował o wsparcie dla WOŚP, której kalifornijski sztab zawiązał się w San Francisco. Silnego werbalnego poparcia natychmiast udzielił mu Pan Prezydent.
Bronisław Komorowski starał się być dosyć dyplomatyczny, ale nie mógł jednak nie wyrazić obaw związane z osobami Tadeusza Rydzykowi i Antoniego Macierewiczowi, uznając tego ostatniego raczej nie za rosyjskiego agenta, lecz za tzw. pożytecznego idiotę, który swoją działalnością nieświadomie, lecz skutecznie, służy interesom Kremla.
Mam silne wrażenie, że w odczuciu olbrzymiej większości Gości spotkanie z Prezydentem było sukcesem tak Prezydenta, jak i naszego środowiska polonijnego. Cieszę się także, że Pan Prezydent był bardzo usatysfakcjonowany tym, jak serdecznie został przyjęty. Podpisywał zdjęcia, pozwalał się fotografować z dziesiątkami ludzi. Wykazał niesamowitą cierpliwość! Źle się dzieje i w Polsce oraz na świecie, ale to spotkanie podniosło nas na duchu i “pokrzepiło”.
Prezydenta podejmowaliśmy u nas “prywatnie” i cieszymy się, że jak odnieśliśmy wrażenie, zarówno on, jak i jego asystenta-tłumaczka czuli się u nas w domu, jak u siebie. Prezydent doprawdy był bardzo mało kłopotliwy. Zadowolony i wdzięczny za wszystko. Po spotkaniu spał jak kamień w pokoju gościnnym. W chwilę po wyjściu ostatnich gości dosłownie “padł”. Przyjechał do nas mocno przeziębiony, kaszlący, i z bólem gardła, więc intensywnie go leczyliśmy. Dostał nawet od mojej zony antybiotyk. Dolegliwości zdrowotne nie wpłynęły na jego chęć poznania choć trochę naszej okolicy. Jest to człowiek typu “outdoor”, więc następnego dnia wybraliśmy się na wycieczkę w kierunku pustyni, bo takiej jeszcze nie widział.