Trudno myśleć dzisiaj o czymś innym niż zamach na Prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Szokuje nas dokonanie tego zabójstwa podczas dobroczynnej imprezy, której głównym celem było łączenie Polaków ponad podziałami we wspólnej trosce o najsłabszych. Rządząca ekipa wprowadziła nowy styl do polskiej polityki i życia społecznego, dlatego coraz częściej docierają do nas porażające wiadomości, z którymi trudno sobie poradzić. Nie ma siły kolejny raz się wściekać, ale trudno też zobojętnieć.
Przede wszystkim trudno jest myśleć. Czujemy lęk, oburzenie i złość. Wszystkie te uczucia są potęgowane przez bezsilność. Chcielibyśmy coś zrobić, aby raz na zawsze przeciąć spiralę nienawiści. Przychodzą nam do głowy jedynie najprostsze gesty. Nie ma pomysłu jak rozwiązać problem u źródła. Paradoksalnie, najczęściej w takim stanie umysłu, wykonujemy czynności wspierające terror i podziały.
Ewidentnie głównym animatorem niepokoju społecznego jest Jarosław Kaczyński. Dzięki powstałemu zamieszaniu może on dokonywać niekonstytucyjnych zmian, które wydają się mało istotne na tle wzbudzonych emocji. Cena jednak zaczyna być wysoka. Może gdyby Jarosław Kaczyński zreflektował się po samospaleniu Piotra S., to Paweł Adamowicz dzisiaj ciągle by żył. Nie mamy wpływu na prezesa PiS, za to mamy jednak wpływ na nas samych. Spróbujmy pomyśleć przez analogię do podobnych sytuacji.
Mechanika terroryzmu
Niewiele wiadomo o motywach mordercy Prezydenta Gdańska i nie chciałbym zabłądzić w domysłach. Jego czyn uruchamia jednak proces społeczny, który jest podobny do tych znanych z zamachów terrorystycznych. Brak jasnego motywu jest chyba jedyną różnicą.
Głównym celem terrorystów jest wywołanie strachu w całym społeczeństwie. Zabójstwo jest jedynie środkiem. Terroryści chcą eskalować wrogość pomiędzy dwoma grupami ludzi. Sukcesem jest sprowokowanie drugiej strony do radykalnej i siłowej odpowiedzi. Wtedy powstaje uzasadnienie dla kolejnych, już bardziej agresywnych, aktów przemocy.
Niestety z terrorystami podejmują współpracę media, które nagłaśniają wydarzenie, często nakręcając emocje, bo to zapewnia im większą sprzedaż. Również politycy chcą się pokazać jako mężowie stanu, którzy ochronią społeczeństwo przed zagrożeniem i odciąć swoje kupony. Najłatwiej jest polepszyć sobie sondaże przez wyrażanie emocji tłumu, a tłum chce odwetu. Wszystko to jednak powiększa podziały i niestety wpisuje się w plan zamachowców.
Moc współczucia
Ilekroć na świecie dojdzie do ataku terrorystycznego, mam naiwną nadzieję, że lokalny prezydent lub premier wyrazi współczucie nie tylko wobec ofiar, ale także wobec sprawców i ich środowisk. Wiem, że brzmi to absurdalnie, ale współczucie jest ostatnią rzeczą, jakiej spodziewają się terroryści i jest jedynym sposobem, aby nie wpisać się w ich plan. Przestajemy jawić się opinii publicznej jako bezmyślnie agresywni, a zaczynamy być bardziej ludzcy. W ten właśnie sposób mamy szansę obnażyć nieadekwatność i niedojrzałość czynu terrorystów, przez co zniechęcić osoby im podobne do naśladownictwa.
Równocześnie współczucie wobec sprawców i środowisk, z których się wywodzą, otwiera drogę do pojednania – jest bardzo wyraźnym gestem dobrej woli. Przede wszystkim jednak nie wpisujemy się w fantazje drugiej strony, której zwykle jawimy się jako osoby oszalałe z nienawiści, z którymi nie można prowadzić normalnego dialogu, lecz jedynym rozwiązaniem jest neutralizacja przy użyciu siły. Odpowiedzenie życzliwością w tak dramatycznym momencie daje szansę na nowe otwarcie. Ważne jest wysłanie komunikatu, że nie chcemy odwetu, lecz pojednania, aby zatrzymać tę niszczycielską spiralę nienawiści.
Odnalezienie współczucia dla terrorysty może być trudne. Staje się to łatwiejsze, gdy uświadomimy sobie, że terroryzm zwykle jest aktem desperacji. Walka taka stosowana jest w sytuacji istotnej dysproporcji sił, gdy nie ma innych metod rozwiązania konfliktu. Dlatego w zdrowym społeczeństwie takie ważne jest, aby ludzie mieli możliwość wyrażania swoich emocji. Emocje te jednak muszą być wysłuchane, zrozumiane oraz przekute na konkretne zmiany.
Musimy uderzyć się w pierś, że my komentatorzy zawodzimy zwykłych ludzi. Nie udaje nam się dotrzeć do nich z naszym rozumieniem rzeczywistości. Nie jest to do końca nasza wina, bo w obecnych czasach wyrosła nam konkurencja w postaci celebrytów i populistów, z którymi trudno nam walczyć o uwagę. Przede wszystkim ludzie nie wierzą nam, że my się autentycznie o nich martwimy.
Czy potrafimy przejąć się 27-latkiem, który trzykrotnie ugodził Pawła Adamowicza nożem? Czy możemy próbować rozumieć okoliczności, które do tego doprowadziły? Czy możemy poczuć cierpienie tego człowieka? Nie chodzi o to, aby go uniewinniać. Trzeba pomóc mu ponieść konsekwencje jego czynu.
Musimy też pamiętać, że ten 27-latek w sposób symboliczny jest przedstawicielem pewnie tysięcy podobnych mu ludzi, którzy chętnie wbiliby nóż w serca polityków znienawidzonej partii. To, jak potraktujemy tego człowieka, zostanie przez nich odebrane osobiście. W Internecie pojawiły się już groźby, że teraz kolej na kolejnych prezydentów. Nie chcemy, aby ten 27-latek stał się męczennikiem i wzorem do naśladowania, dlatego musimy poświęcić mu naszą uwagę i troskę.
Pokochać PiS
Wydaje się to trudne. Bardzo inspiruje mnie buddyzm. Zachęca on do myślenia o wrogach i osobach nieżyczliwych jako o nauczycielach, którzy w bardzo niebezpośredni i nieświadomy sposób próbują stworzyć nam warunki do tego, aby stać się lepszym człowiekiem.
Czego zatem możemy się nauczyć np. od pani Krystyny Pawłowicz? Pani Profesor zdecydowanie pomaga nam badać, gdzie jest nasza granica człowieczeństwa – kiedy to jeszcze zachowujemy się jak cywilizowani ludzie, a kiedy zaczynamy kąsać jak wściekłe zwierzęta. Możemy poznać swój stan umysłu w furii i nauczyć się go oswajać. Bez Pani Poseł moglibyśmy nie wiedzieć, że do takich emocji jesteśmy zdolni. Przy odrobinie dobrej woli może dojrzeć w Pani Pawłowicz osobę mającą swoje wartości i przekonania, która właśnie wścieka się, bo czuje, że są one zagrożone. Możemy być wdzięczni Pani Poseł za to, że pokazuje nam, co się może z nami stać, jeśli będziemy zbyt radykalni i bezkompromisowi w walce o nasze sprawy.
Jarosława Kaczyńskiego też nie jest łatwo kochać, ale jak przyjrzymy się mu życzliwszym okiem, to dostrzeżemy kogoś, kto na swój sposób stara się zatroszczyć o Polskę. Widzi on dookoła dużo chaosu, bezwolności i podążania za drobnymi prywatnymi interesami. Jedynym rozwiązaniem jakie przychodzi mu do głowy, to chwycić kraj silną ręką. Ktoś tak bezkompromisowy i wykluczający różne głosy musi być i w nas. Inaczej nie bylibyśmy w stanie rozpoznać zagrożenia i postawa Pana Prezesa by nas tak nie złościła. Paradoksalnie jest on dla nas szansą, aby odkryć tyrana w sobie.
Jestem pewien, że gdyby Jarosław Kaczyński mógł cofnąć czas, to zrobiłby wszystko, aby do zabójstwa Pana Prezydenta Pawła Adamowicza nie doszło. Nie chodzi tylko o to, że morderstwo przedstawiciela opozycji i legalnie wybranego na urząd w państwie PiS jest niewygodne wizerunkowo. Ufam, że Jarosław Kaczyński ma w sobie pokłady człowieczeństwa. Ostatnio widzimy w nim głównie potwora. Problem w tym, że jeżeli kogoś traktuje się jak potwora, to ten ktoś po pewnym czasie potworem się staje. Pomóżmy mu odnaleźć w sobie człowieka.
Współczucie dla siebie
Jesteśmy w kłopotliwej sytuacji, bo odpowiedzialność środowisk PiS za nakręcanie społecznej agresji jest ewidentna i niewłaściwe byłoby udawanie, że jest inaczej. Powinniśmy jednak uniknąć używania śmierci Pawła Adamowicza do naszych rozgrywek politycznych. Stawalibyśmy się wtedy podobni do tych, którzy instrumentalnie wykorzystali katastrofę Smoleńską. „Grillowanie” PiS-u w tej chwili i tak jedynie powiększa podziały. Żadne fakty nikogo do niczego już nie przekonują. Liczy się jedynie kto, w co wierzy i jedynie w tej wierze będzie chciał się umacniać.
Musimy też zauważyć, jak bardzo jesteśmy zmęczeni tymi wszystkimi emocjami. To nie jest tak, że nam się one nie odkładają. Łatwiej nas rozdrażnić lub sprowokować, dlatego rozumiem decyzję rezygnacji Jurka Owsiaka ze stanowiska prezesa WOŚP. Podziwiam go za to, że tak długo wytrzymał ciągłą nagonkę i próby wplątania w brudną politykę. Życzę mu, aby odpoczął i nabrał sił, bo jest jeszcze wiele dobrego, które może uczynić.
Wyciągajmy rękę, ale nie zamykajmy oczu. Ofiarami agresji są nie tylko osoby krzywdzone, ale także krzywdziciele. To oni poniosą karę. Ludzie się od nich odsuwają. Muszą sobie też namącić tak w głowach, aby zachować dobre zdanie o sobie. Najlepszym sposobem pomocy jest uniemożliwienie im czynienie zła, lecz jako przejaw troski, a nie odwetu czy strachu. Niestety wymaga to olbrzymiej mądrości, aby nie stać się wrogiem, tylko pozostać sojusznikiem.
Pojednanie
Jest coś takiego jak życie po życiu. Osoby już nie ma z nami, ale jej słowa i czyny ciągle na nas oddziałują. Prezydent Paweł Adamowicz poświęcił ostatnie godziny swojego życia inicjatywie łączenia Polaków ponad podziałami. Gdy w zeszłym roku organizowaliśmy WOŚP w San Francisco, zrozumiałem, że głównym celem Orkiestry nie jest zbieranie pieniędzy, ale właśnie ci najmłodsi są użyci do tego, aby wyzwolić dobro w nas i pomóc nam się z nim skontaktować. Zadbajmy, aby śmierć Pana Prezydenta Pawła Adamowicza nie była źródłem niepokoju, lecz impulsem do pojednania. Już dość wzajemnej nienawiści. Już za daleko to idzie. Podejmijmy współpracę z ideą, której Pan Prezydent poświęcił ostatnie godziny życia.
Gdy koordynowałem działania KOD-u na Zachodzie USA ,dużo rozmawiałem z przeciwnikami. Byłem zaskoczony, jak wiele nieprawdziwych rzeczy sobie wyobrażają na nasz temat. Gdy brałem udział w wewnątrz-KOD-owych dyskusjach, zdumiewało mnie, jak bardzo demonizujemy zwolenników PiS. Zaskakiwał mnie również brak chęci spotkania się z nimi i ich poznania. Bez przełamania tych odruchów nie uda nam się zasypać rowu, jaki między sobą wykopaliśmy. Musimy ich odwiedzać i się z nimi zaprzyjaźniać.
Pokażmy im, że chcemy ich lubić. Jest to dobry moment, aby wykonać taki gest. Trzeba iść od nich i porozmawiać – niekoniecznie o różnicach, ale o tym co nas łączy.
Drodzy Rodacy!
Wszyscy chcemy, aby w Polsce było lepiej. Chcemy, aby Polska cieszyła się szacunkiem międzynarodowym. Cenimy naszą historię i nasze tradycje. Wszyscy posługujemy się językiem polskim i nigdy nikt nas lepiej nie zrozumie niż drugi Polak. Mijamy się codziennie na ulicach.
Chcę Was lubić i próbuję zrozumieć. Czasami trochę inaczej pojmujemy otaczającą nas rzeczywistość, ale życzę Wam dobrze. Cieszę się, że macie swoje opinie i jestem ich ciekaw. Chcę, abyście mogli szczęśliwie żyć w Polsce lub za granicą. Jestem pewien, że jakbyśmy się spotkali w innych okolicznościach, to na pewno cieszylibyśmy się swoim towarzystwem. Nie dajmy się podpuszczać politykom, którzy próbują napuścić nas na siebie. Zdecydowanie więcej nas łączy, niż dzieli.
Tekst opublikowany w Studiu Opinii 2019-01-16.