Zarówno aborcja, jak i LGBT nie są chyba tematami życiowo istotnymi dla większości Polaków. Mają one natomiast zdolność do wzbudzania silnych emocji i przyciągania uwagi, dlatego zostały ostatnio użyte. Nie zrozumcie mnie źle. Trzeba było zareagować na prowokację PiS. Natomiast możemy być zdecydowanie sprytniejszymi w naszej odpowiedzi.
Jak Kaczyński próbuje nas ograć? Zamiast dyskutować o pandemii oraz dziurze budżetowej rzuciliśmy się sobie do gardeł i kłócimy się o aborcję. Widzimy powtórkę z wyborów prezydenckich. Zagraniczni komentatorzy dziwili się, że osią debaty nie była pandemia oraz ekonomia, tylko LGBT. Kaczyński potrafi przekierować naszą uwagę na tematy dla siebie korzystne.
Większość osób uznaje manewr z zakazem aborcji za błąd „Wielkiego Stratega”. Faktycznie znany on jest z tendencji do przeszarżowania. Kaczyński nie popełnił błędu i był świadomy ryzyka. Po prostu nie miał innego wyjścia.
Sukces PiS-u nie polegał na braku jedności w opozycji, lecz na patologicznym zjednoczeniu prawicy. Jedna osoba kontrolowała pozostałych partnerów. Ostatnio pozycja Jarosława Kaczyńskiego osłabła. Jarosław Gowin postawił mu się podczas wyborów. Andrzej Duda już nie jest taki pokorny w swojej drugiej kadencji. Mamy zgrzyty z Tadeuszem Rydzykiem. Zbigniew Ziobro też nie chce być wiecznie w drugim szeregu. Po ostatnich oszukanych wyborach prezydenckich, zwolennicy PiS utracili złudzenie krystalicznej uczciwości swojego środowiska. Do tego wyrosła im poważna konkurencja na prawicy w postaci Konfederacji. Społeczeństwo jest zmęczone i zirytowane obostrzeniami związanymi z pandemią oraz przerażone pogarszającą się sytuacją ekonomiczną.
Bierność oznaczała dla Kaczyńskiego przyglądanie się, jak powoli jego monolit się rozpada. Nie miał wyboru. Musiał wystrzelić z największego działa, jakie miał. Tylko my nie musimy z nim współpracować w wywoływaniu napięć społecznych. Nie musimy też być bierni. Są lepsze rozwiązania.
Wystraszyłem się, gdy protestami zaczęła kierować Marta Lempart, ponieważ kojarzyła mi się z bardzo prowokacyjnym stylem aktywizmu. Obawiałem się, że wywoła nie tylko świętą wojnę ze środowiskami konserwatywnymi, wpisując się w plan Kaczyńskiego, ale także skłóci opozycję. Zwolennicy PiS mogliby znowu zatriumfować, że nasze środowisko jest niepoważne.
Zostałem jednak bardzo mile zaskoczony. Marta Lempart wzruszyła mnie przeprosinami Szymona Hołowni. Wiem, jak dużo musiało ją to kosztować i podziwiam ją za to, że była w stanie przełamać się dla dobra sprawy. Nie było to zapewne rezultatem jakiejś wewnętrznej przemiany, lecz jej zrozumienia jak działa Kaczyński. On korzysta, gdy ludzie się kłócą. Dlatego pomimo swoich osobistych predyspozycji stała się strażnikiem zgody, mówiąc, że jeżeli się ze sobą nie pokłócimy i wytrwamy, to osiągniemy nasze cele.
Gdybyśmy chcieli być skuteczniejsi, to nie tylko powinniśmy unikać konfliktów się we własnym gronie, ale także kłócenia się z tymi, których Kaczyński wskazuje nam palcem: osobami wierzącymi i narodowcami. Jeśli nie wejdziemy z nimi w konflikt, to Kaczyński i jego funkcjonariusze zostaną sami i będzie to wojna kasta rządząca kontra całe społeczeństwo.
Oczywiście nie nie sądzę, że narodowcy staną razem z nami w jednym szeregu. Wystarczy jednak, że nie będą zainteresowani bronieniem Kaczyńskiego. Niech zobaczą, jak próbuje ich podpuszczać.
Aby zepsuć plan Kaczyńskiego, powinniśmy wysłać dwa sygnały:
- Szanujemy prawo ludzi do życia w zgodzie z wartościami religijnymi.
- Szanujemy osoby, dla których wartości narodowe są ważne (lub nawet najważniejsze w życiu). My też jesteśmy przywiązani do naszej kultury i chcemy o nią dbać.
Oczywiście oczekujemy, że osoby niewierzące będą mogły czuć się równie komfortowo w Polsce, jak osoby wierzące oraz że Polska będzie przyjaznym domem dla osób, dla których wartości narodowe nie są na pierwszym miejscu. Musimy szukać kreatywnych rozwiązań dobrych dla wszystkich w otwartej, szczerej i pełnej szacunku rozmowie.
W przypadku aborcji takie rozwiązanie istnieje. Niech każda gmina lub powiat decydują o prawach reprodukcyjnych indywidualnie. My nie musimy się o to kłócić na poziomie narodowym. Gminy są mniej zróżnicowane wewnętrznie i łatwiej w nich o jednomyślność. Jeśli kwestie światopoglądowe są dla kogoś życiowo istotne, to w ostateczności będzie mógł się przeprowadzić do innej gminy. To jest tylko jeden z wielu pomysłów, jakie można zaproponować. Gdyby uwolnić naszą energię od niepotrzebnej walki, to pojawiłoby się więcej kreatywnych rozwiązań.
Scenariusz taki wydaje się trudny do zrealizowania. Główną przeszkodą nie są jednak nasi przeciwnicy, tylko nasza własna małostkowość: złość i chęć rozliczania, a tak naprawdę nienawiść i zemsta. Żyjemy nienawiścią do Jarosława Kaczyńskiego już tak długo, że staliśmy się do niego podobni, co niestety jest jego największym sukcesem reprodukcyjnym, bo udało mu się siebie sklonować w 60 milionach kopii.
Dlatego chciałbym zwrócić ponownie uwagę na przykład Marty Lempart, która pomimo własnego temperamentu była w stanie przepracować swoją niechęć i wyciągnąć rękę do osób inaczej myślących. Teraz jest czas, w którym wszyscy tak powinniśmy zrobić.
Wyobraźmy sobie, że nawet jeśli reżim PiS się załamie i uda nam się przepchnąć wszystkie nasze postulaty, to połowa społeczeństwa będzie z nimi nieszczęśliwa. Poczują się znowu wykluczeni i będą się organizować, aby w chwili naszej słabości odwrócić sytuację. Może następnym razem zamiast Kaczyńskiego będzie ktoś bardziej radykalny. Tak co 10 lat wszystko będzie wywracane do góry nogami.
Jeśli chcemy, aby Polska była krajem stabilnym, nie możemy powiedzieć połowie Polaków „wypierdalaj”. Oni po przegranej PiS-u nie rozpłyną się w powietrzu. Będziemy musieli z nimi żyć. Musimy zadbać, aby oni też dobrze się czuli w Polsce oraz, aby oni też byli architektami Polski. Nikt nie pogodzi się z odebraniem mu podmiotowości.
Ten moment, w którym jesteśmy obecnie, jest najlepszym czasem, aby wyciągnąć dłoń, bo to my teraz mamy inicjatywę i nasza oferta będzie bardziej wiarygodna. Formuła protestów i tak już się wypala. Kolejne będą przyciągały mniej osób. Z przyczyn praktycznych musimy i tak coś zmienić w naszej taktyce, aby utrzymać energię.
Zaskoczmy Jarosława Kaczyńskiego:
- Wyślijmy sygnał, że szanujemy odmienne wartości od naszych i chcemy, aby osoby o poglądach konserwatywnych czuły się równie komfortowo w Polsce, jak osoby o poglądach liberalnych.
- Tak jak Marta Lempart przeprosiła Hołownię, przeprośmy konserwatystów za wykluczanie ich w przeszłości. To dla nich jest bardzo ważne. Może zrozumieją, że próbują nas wykluczyć.
- Zamiast protestów oburzenia, zorganizujmy ogólnopolskie marsze pojednania, na przekór tym, co próbują nas ze sobą pokłócić.
- Zainicjujmy ogólnopolską debatę na temat ekstremizmu, pojednania i dialogu. Zastanówmy się jak zbudować warunki do życzliwej debaty nad tematami trudnymi.
Jest jednak coś, co chciałbym bardziej zobaczyć od marszy pojednania. Są to blade twarze funkcjonariuszy PiS-u odgrodzonych koronami policji i wojska, którzy zrozumieli, że zostali sami. Chcą wywołać wojnę domową, aby zachować władzę. Nie dajmy się sprowokować. Zamiast tego zróbmy im wojnę polskiego społeczeństwa z kastą rządzącą.
Najpierw jednak musimy przezwyciężyć własną małostkowość i wygrać wojnę z naszym wewnętrznym Kaczyńskim, który chce zemsty za minione upokorzenia. Bądźmy rozsądniejsi. Odpuszczamy tak jak Marta Lempart. Osoby wierzące i narodowcy nie są naszymi wrogami. Naszymi wrogami są ci, którzy próbują skorzystać na różnicach pomiędzy nami.