Wojna rozgrywa się nie tylko gdzieś tam na polu bitwy, ale tu, w naszych umysłach, trwa wojna informacyjna. Działając emocjonalne, często stajemy się nieświadomymi agentami Moskwy. Jak nie dać się zwerbować?
Wydarzenia popychają nas w kierunku albo radykalizmu i przemocy, albo bierności. Często wydaje nam się, że pomagamy, ale w rzeczywistości jedynie przyznamy się do wzrostu niepokoju i cierpienia.
Jeśli schowamy się ze strachu, to rozzuchwalimy jedynie Putina i jemu podobnych. Dając bierne przyzwolenie, stajemy się współodpowiedzialni. Jeśli będziemy agresywni, to albo wywołamy III Wojnę Światową, albo będziemy jedynie nieskutecznymi furiatami. W tym drugim przypadku łatwo będzie nas zdeprecjonować i zniechęcić naszych sojuszników do współdziałania z nami. Każdy dyktator potrzebuje też wroga, aby mobilizować przeciwko niemu społeczeństwo. Nie możemy sprawić mu lepszego prezentu, jak wcielić się w tę rolę.
Oburzeni jesteśmy przemocą. Solidaryzujemy się z ofiarami. Pojawia się potrzeba wymierzenia sprawiedliwości. Mamy przeświadczenie, że jasne jest, kto jest tutaj dobry, a kto zły. Dobrzy i źli już dawno nie byli tak daleko od siebie. Putina zrównuje się z Hitlerem, który w naszej kulturze funkcjonuje jako symbol zła absolutnego. Już gorszym w naszej świadomości nie da się być.
Wiemy, że większość Rosjan podobnie nie ma wątpliwości, kto jest dobry, a kto zły. Nie mają wątpliwości, kto jest agresorem, a komu należy wymierzyć sprawiedliwość. Mają uczucie bycia zaatakowanym, a swoje działania uważaj za obronne. Nie chciałbym, aby powstało uczucie, że relatywizuję. Faktem jest jednak to, że większość Rosjan ma inną ocenę sytuacji od naszej. Wspólne jest to, że u nich dobrzy i źli są równie daleko od siebie, jak u nas.
Zatem kto ma rację?
Intuicyjnie ma się uczucie, że jest to oczywiste. Czujemy się skrzywdzeni, to ten drugi musi być tym krzywdzącym. Ocena zależy od tego, kto jej dokonuje. Umysł ma niesamowitą zdolność do wyszukiwania usprawiedliwień, aby zachować pozytywną opinię o sobie, dlatego dyskusje na argumenty są jałowe i demagogiczne.
Jest taka część w nas, która zawsze będzie chciała się zabezpieczyć i zawsze będzie doszukiwała się zagrożeń. Ciągle będzie jej mało. Jedyną ulgą wydaje się myśl o wyeliminowaniu tego drugiego. Ulga to złudna, bo zawsze będą jacyś inni, którzy będą wydawać się być zagrożeniem.
Jeśli damy się wmanewrować w tę logikę, to staniemy po ciemnej stronie mocy. W Gwiezdnych Wojnach Sithowie werbowali swoich uczniów, pomagając im poczuć “słuszną złość”. Przekonywali, że ktoś ich skrzywdził i jedynym sposobem, aby naprawić zło, było zwiększenie swojej potęgi, aby odebrać siłą to, co utracone. Jedi mogli ich pokonać, jedynie jeżeli w pogoni za nimi, nie stawali się tacy sami jak oni. Rezygnacja z mściwości kończyła się happy endem dla wszystkich. Wiem, że film ten wielu osobom wydaje się naiwny. Dobrze on jednak uchwycił proces przechodzenia z jasnej strony na ciemną.
Szaleństwem jest myśleć, że w Rosji żyją tylko i wyłącznie źli ludzie oraz nic dobrego się tam nie zdarza. Nawet pojedynczych ludzi nie da się podzielić na dobrych i złych. Ta granica jest w każdym z nas.
Co robić zatem?
Jeśli będziemy odpowiadać na działania Rosjan ze złości i lęku, to jedynie pogorszymy sytuację. Nie chodzi też o bierność. Niektórzy są przekonani, że jest to jedyna alternatywa dla odwetu. Ja sam zachęcałem do zdecydowanej reakcji w artykule Zielone Światło dla Czołgów. Oprócz agresji i bierności jest też trzecia droga, mianowicie odpowiedzenie z pozycji troski. Trochę jak rodzic, który wyznacza granicę dziecku. Nie dlatego, że go nienawidzi, ale dba o nie. Nie chodzi też o paternalizację. Podobnie przyjaciel stawia granicę przyjacielowi, aby mu pomóc.
Nasza odpowiedź na tę sytuację musi wynikać z troski. Naszym celem nie powinno być dokuczenie Putinowi i Rosjanom samo w sobie. Powinniśmy szukać rozwiązania, które zakończy się happy endem dla wszystkich.
Bądźmy rozsądni. Rozgromienie Rosji dałoby nam chwilową satysfakcję, ale w dłużej perspektywie oznaczałoby lokalną katastrofę. Wyobraźmy sobie, że dochodzi tam do zapaści ekonomicznej i zamachu stanu. Kontrolowane kraje uwalniają się. Dzięki zamieszaniu próbują skorzystać kosztem sąsiadów. Odradzają się konflikty etniczne. Oligarchowie i mafia walczą o wpływy. Sytuacja będzie przypominała rozpad Jugosławii, tylko w większej skali. Taki scenariusz za naszą wschodnią granicą nie jest dla Polski najlepszy. Wielka smuta jest też tym, czego Rosjanie najbardziej się boją.
Putin jest zbyt nieufny, aby z nami współpracować. Zachód ma jednak bardzo dużo narzędzi, aby go przymusić do zrobienia tego, co dobre dla wszystkich. Nie możemy dać mu się wciągnąć w destrukcyjną wojnę. A wojna to przede wszystkim stan umysłu. Odpowiedź z pozycji troski będzie miała zupełnie inną jakość i skuteczność.
Inaczej będziemy jedynie furiatami. Nasze argumenty będą dla nich jedynie źródłem kolejnych uraz i pretekstów do odwetu. Wojna się kończy kiedy przeciwnicy stają się przyjaciółmi. Wtedy już nie ma wroga.
Wiem, że znowu brzmię naiwnie. Większość z nas nie wyobraża sobie życia bez zagrożenia. Co więcej, mało osób wyobraża sobie, że na zagrożenie można odpowiedzieć inaczej niż złością. Zrozumiałe też jest, że w obecnej sytuacji nikt nie ma ochoty na pieszczoty z Putinem. Wiadomo, że nie można się z nim na nic umówić, ponieważ ze swoich zobowiązań niewiele sobie robi. Trudno dojrzeć w nim zalęknionego człowieka, któremu trzeba pomóc uratować się przed samym sobą. My już go odczłowieczyliśmy. Zrobiliśmy z niego drugiego Hitlera, czyli kogoś, kto nie zasługuje na zrozumienie i współczucie. Tak daliśmy się wciągnąć ciemnej stronie mocy w wojnę.
W Polsce od dawna pogardliwie mówimy o “Ruskich”. Wynika to z naszego strachu oraz krzywd, jakich od nich doświadczyliśmy w przeszłości. Nie rozumiemy ich. Są dla nas nieprzewidywalni. Nie chcemy sobie nawet zadać trudu, aby ich lepiej zrozumieć. Nie dlatego, że jesteśmy leniwi, ale dlatego, że jest to dla nas za trudne emocjonalnie. Rosjanie są do nas podobni i dzielą z nami podobne traumy. Nie uporaliśmy się jeszcze z własnymi traumami i chcemy oddzielić się od nich jak najdalej. Kwitowanie, że Rosjanie to bandyci i dzikusy zwalnia nas z bliższego zapoznania się z nimi.
Upokorzenie i sprawiedliwość
Napaść na Ukrainę odnowiła nasze traumy. Naszą główną nieprzepracowaną emocją jest upokorzenie. Wielokrotnie byliśmy bezsilni wobec agresji i zdani na czyjąś łaskę. Robiono z nami nieludzkie rzeczy. Czyniono z nas niewolników i odmawiano podmiotowości. Doskonale wiemy, co czują teraz Ukraińcy.
Nie zachęca nas to do wyrozumiałości wobec Rosjan. Trudno w nich też zobaczyć cierpiących ludzi. A ich losy są pewnie trudniejsze od naszych. Rosyjscy chłopi praktycznie byli niewolnikami. Olbrzymie spustoszenie poczyniła okupacja Mongolska. Trauma ma tendencję do powtarzania. Poszkodowany ma chęć powtórzyć sytuację, ale tak, aby ją naprawić. Rosyjskie dążenie do ekspansji przypomina podboje Czyngis-chana, a najeźdźcy słyną z podobnego barbarzyństwa.
To jest ta logika, w której myśli się: “Mi to robiono. Teraz ja mam prawo robić to samo. Wymierzam sprawiedliwość, bo teraz będzie po równo.”. Znamy ten sposób myślenia z własnego podwórka. Jest on możliwy tylko i wyłącznie jeśli świat się dzieli na “ja” i “oni”. Ci oni ponoszą kolektywną odpowiedzialność.
Przypomina mi to opowieść znajomego, któremu ukradziono rower pod sklepem. Chwycił on inny rower, na którym wrócił do domu. Miał uczucie sprawiedliwości, choć osoba, którą okradł, nie miała niczego wspólnego, z tym kto mu jego rower zabrał.
Nic dziwnego, że w Polsce powielamy te sposoby myślenia. Historia zafundowała nam wiele traum. Mongołowie upokorzyli Rosjan. Rosjanie upokarzali nas. Teraz my mamy ochotę kogoś upokorzyć. Możemy też przerwać ten zwariowany ciąg złej energii. Jedynym sposobem jest odpowiedzieć z pozycji troski.
Atak Rosji na Ukrainę możemy interpretować, jako pewnego rodzaju wołanie o pomoc. Im bardzo zależy, aby o nich mówiono i myślano. Jest to pewnego rodzaju sposób, aby przekierować naszą uwagę na ich problemy, z którymi sobie nie radzą. Przez lata były one zaniedbywane i jedynie narastały.
Troska
Teraz czołgi jeżdżą i latają rakiety. Trudno spokojnie rozmawiać przy kawie. Tym bardziej potrzebujemy być rozważni, aby w wyniku naszych działań świat był lepszy, a nie gorszy. Dlatego w pierwszej kolejności musimy uspokoić emocje i poszukać w sobie troski. Dopiero później będą mogły się pojawiać konstruktywne działania.
Moją życzliwość kieruję zarówno do Ukraińców, jak i Rosjan. Zwykli Rosjanie nie chcą wojny. Widać, że rosyjscy żołnierze są zaskoczeni i zdezorientowani. Myśleli, że jadą na ćwiczenia. Nie mam zamiaru dać namówić się komukolwiek, że jest moim wrogiem. Jak się spojrzy na tę sytuację z najgłębszego poziomu, to jedno wielkie nieporozumienie. Wysyłam Władimirowi Putinowi dużo serdeczności. Nie ma on powodów, aby się mnie obawiać. Nie oznacza to, że mam zamiar być bierny. Zachód powinien zareagować stanowczo. Mam intencję jednak, aby kierować się troską — również o Władymira Putina, innych Rosjan oraz wszystkich zaangażowanych. Jeśli nie damy się wciągnąć w nienawiść, to wygramy tę wojnę i wszyscy będą zwycięzcami. Inaczej konflikt będzie jedynie eskalował.