Putin dostał zielone światło od Zachodu na okupację Ukrainy. Będzie jednak musiał zapłacić mandat za niebezpieczną jazdę. Za naszą granicą eskaluje wojna. W tej sytuacji możemy mieć tendencję do życzeniowej oceny sytuacji. Chcielibyśmy, aby jakoś się dogadali. Spróbujmy pomyśleć o sytuacji na trzeźwo.
Żaden z krajów nie zadeklarował gotowości wysłania swoich wojsk do Ukrainy. Zachód nie zamierza zaangażować się militarnie w obronę Ukrainy i nie będzie fizycznie przeszkadzać Rosji w inwazji. We wczorajszym przemówieniu prezydent USA Joe Biden wysłał sygnał, że granica, której będą bronić, to naruszenie terytorium państw należących do NATO. W odpowiedzi przygotowano sankcje, które zabolą obie strony. Wygląda na to, że los Ukrainy już jest przesądzony.
Okiem Putina
Przed aneksją Krymu, Ukraina starała się być niezależna i lawirować pomiędzy Rosją i Zachodem. Putin jednak nie lubi zostawiać niczego przypadkowi. Bał się, że jeżeli ewentualnie Ukraina stanie się członkiem UE i NATO, to rozpocznie się rozkład Rosji. NATO uzyskałoby strategiczne pozycje. Byłoby to też “złym” przykładem niesubordynacji dla innych państw w rosyjskiej strefie wpływów. Wtedy Rosja stanie się peryferium i utraci podmiotowość w sprawach międzynarodowych. Tego Putin boi się najbardziej; bardziej niż zapaści ekonomicznej, wojny lub kataklizmów.
Putin nie może już się wycofać. Ukraińcy zostali już tak rozsierdzeni i zrażeni do Rosji, że przy pierwszej możliwości zintegrują się z Zachodem, dlatego musi “dokończyć” sprawę Ukrainy. Co więcej, wewnętrzna polityka Rosji wymaga ciągłej zewnętrznej ekspansji. Inaczej dojdzie do politycznej implozji. Putin musi udowadniać, że jest skutecznym wodzem. Praktycznie już obiecał swoim rodakom Ukrainę. Wycofanie się spowoduje zwątpienie i osłabienie jego pozycji.
Sankcje są wliczone w cenę inwazji. Najważniejszym celem Rosji nie jest dobrobyt tak, jak na Zachodzie. Celem jest suwerenność. To jest coś, czego ludzie Zachodu nie rozumieją. Przykładowo Korea Północna jest suwerenna, aczkolwiek za cenę dobrobytu. Inaczej na różne sposoby musiałaby się dostosowywać do wymogów globalnego imperium. Dla Rosji byłoby to upokorzenie nie do zniesienia.
Putin, nauczony doświadczeniem, kalkuluje, że za chwilę z sankcji zaczną się wyłamywać poszczególne kraje i po pewnym czasie wszyscy zaakceptują stan de facto. Każdy będzie chciał mieć tani gaz i nie będzie się w pojedynkę wychylał.
Okiem Bidena
Amerykanie nie mają ochotę na konfrontację z Rosją. Dopiero co wyszli z Afganistanu z podkulonym ogonem. Ich największym konkurentem są Chiny. Natomiast uwagę koncentrują raczej na pandemii i kryzysie ekonomicznym. Ukraina jest gdzieś daleko tam.
Europejczycy liczą, że Amerykanie znowu rozwiążą problem za nich. Nie chcą się wychylać, bo utrudni im to przyszłe interesy z Rosją. Europa nie jest jednością. Nie ma chęci na konfrontację militarną. Wydaje się być to poza sferą rozważań.
NATO nie może jednak pozwolić sobie na bierność. Wysłałby to sygnał do Moskwy, że jest słabe. Sytuacji też przyglądają się Chińczycy, którzy pewnie rozważają podobne posunięcia. Sankcje wydają się być takim minimum, aby nie uznano, że NATO jest bierne.
Biden natomiast wysłał silny sygnał, że NATO jest gotowe militarnie bronić suwerenności państw członkowskich. Pokazał, gdzie jest prawdziwa granica. Jak to jednak będzie wyglądało w praktyce. Kto z nas byłby gotów jechać i walczyć za Tallin lub Rygę? Kto ma gotowość pojechać do Donbasu, aby pomóc Ukraińcom? A my przecież jesteśmy blisko. Jak do tego namówić przeciętnego Hiszpana?
Z Historii wiemy, czym taka opieszałość się kończy. Ukraina nie jest pierwszą rosyjską inwazją na niepodległe państwo. Putin wydaje się tutaj być bardzo przewidywalnym politykiem. Paradoks polega na tym, że słabszy dyktuje zasady gry silniejszemu. Rosjanie gotowi są ginąć za honor. Ludzie Zachodu dawno nie poczuli fizycznego zagrożenia i są uśpieni w swoim materialnym kokonie. Walka o suwerenność wydaje się im czymś surrealistycznym, więc choć mamy przewagę, kulimy ogon.
Innym okiem
Zachód nie ma długofalowego pomysłu na Rosję. Stosuje jedynie doraźne rozwiązania, w odpowiedzi na ruchy Putina. Putin może rozgrywać Europę, ponieważ jest podzielona. Oczywiście byłoby naiwnością łudzić się, że Unia Europejska bardziej się zintegruje, choć tego typu kryzys można by wykorzystać, aby integrację pogłębić.
Sojusz energetyczny
Rosja powinna być uznana za stałe zagrożenie dla stabilności Europy. Ze względu na stopień i stałość zagrożenia potrzebne są centralne mechanizmy radzenia sobie z nimi. Przykładem takiego rozwiązania byłby Sojusz energetyczny. Odebrałoby to Rosji broń gazową i utrudniło rozbijanie jedności Unii. Coś takiego o wiele bardziej by ich zabolało niż sankcje. Musimy mieć również świadomość, że czołgi, które stoją na granicy z Ukrainą, zostały sfinansowane naszymi pieniędzmi za gaz.
Demonstracja siły
Na Putina niestety działa tylko siła. Sankcje nie trafiają w bolesne miejsca. Putin sam powiedział czego się najbardziej boi: wstąpienia Ukrainy do Unii Europejskiej, NATO oraz rozmieszczenia broni atomowej na jej terytorium. Dlatego reakcje Zachodu powinny tego dotyczyć.
NATO mogłoby skomasować wojska przy granicy z Rosją, a nawet wysłać misje pokojowe na zaproszenie Ukrainy. Putin nie rozpocznie wojny, której nie ma szansy wygrać. Można również używać groźby awaryjnego przyłączenia Ukrainy do NATO. Rosja, Wielka Brytania i USA udzieliły Ukrainie gwarancji bezpieczeństwa w 1994, w zamian za zlikwidowanie arsenału atomowego. Nie wywiązując się z tego, oba kraje się kompromitują.
Atomowy straszak
Innym rozwiązaniem byłoby wypożyczenie Ukrainie broni atomowej lub przynajmniej taka groźba. Okazuje się, że pozbycie się broni atomowej było największym błędem Ukrainy. Gdyby nadal była w jej posiadaniu Rosja nie odważyłaby się jej zaatakować. Wielka Brytania i USA mogą mniej lub bardziej stanowczo rozważać pomoc Ukrainie w uzyskaniu takiej broni. Do tej pory posiadanie broni atomowej było najskuteczniejszą gwarancją przed inwazją.
Oczywiście nikt nie ma ochoty na atomową strzelaninę w Europie, ani na III Wojnę Światową. Czasami jednak trzeba pokazać siłę, aby uniknąć eskalacji. Paradoksalnie bierność, pobłażliwość i życzeniowość zwiększają jedynie śmiałość Putina oraz ryzyko eskalacji.
Zachód potrzebuje sukcesu. USA i NATO ostatnio głównie przegrywają. Ta wojna jest inna. USA i NATO nie miały problemu z ofensywami. Niemożliwe było natomiast utrzymanie podbitego terytorium, ponieważ osoby, które tam “wyzwalano” wcale nie chciały być wyzwolone. Z Ukrainą sytuacja jest zupełnie inna. Nie trzeba tam instalować marionetkowych rządów, ani zaszczepiać demokracji. Oni nie mają wyboru. Sami muszą grawitować w kierunku Zachodu. Zawsze byłem przeciwny wszystkim dotychczasowym wojnom rozpoczętym przez USA. Do tej jednej słusznej interwencji, USA się nie kwapi. Podobną opieszałość widzieliśmy w byłej Jugosławii. Teraz jednak skala i konsekwencje są większe.
Integracja Zachodu
Kolejna porażka Zachodu przyczyni się do jego dezintegracji. Niezależnie od tego, w dłuższej perspektywie czasu i tak trudno będzie Zachodowi wygrać wyścig z Chinami. Broń ekonomiczna jest najsilniejszym atutem Świata Zachodniego. Pogłębienie integracji gospodarczej pozwoli na bardziej skuteczne radzenie sobie z wyzwaniami. Same USA w roli hegemona, to już za mało.
Oczywiście Zachód nie jest idealny i dąży do uzależnienia od siebie innych cywilizacji. Możemy tutaj mieć wiele dylematów etycznych. Natomiast alternatywą są mniej ciekawe. Przyjemną cechą zachodnich wartości jest szacunek dla różnorodności kulturowej i inności. W świecie zdominowanym przez Chiny lub hipotetycznie Rosję, inne cywilizacje nie miałby tyle wolności. Raczej możemy się spodziewać dążenia do całkowitego podporządkowania lub nawet wyrugowania odmienności. Zachód wydaje się być najmniejszym złem.
Szkoda, że musimy zajmować się takimi przepychankami, zamiast walczyć z pandemią lub katastrofą klimatyczną. Jeśli jednak nie zapewnimy bezpieczeństwa, to pozostałe problemy nie będą miały przestrzeni na rozwiązanie.
Dzięki integracji Zachodu świat może stać się lepszym miejscem. Główną przeszkodą obecnie są lęki nacjonalistyczne. Paradoksalnie lokalne kultury mogą być lepiej chronione, jeśli działamy razem. Inaczej zostaniemy szybko zmarginalizowani. Z drugiej strony byłaby w tym pewna ironia losu, gdyby Europa stała się Chińską kolonią. Kraje Zachodu mają jeszcze sporo grzechów do wyspowiadania. Na to jednak potrzeba czasu i spokoju, który musimy sobie wypracować.
P.S.
Tekst pisałem dzień przed inwazją Putina na Ukrainę. Okazuje się, że moje krakanie staje się rzeczywistością.