Pasażer siedział na przystanku autobusowym. Czekał już bardzo długo. Czasami widywał autobus, który zwykle po prostu go mijał. Czasami kierowca do niego machał, wysyłał jakieś sygnały, że wie, że tam jest, ale pasażer nie wiedział, co ma o tym myśleć.
Autobus zatrzymał się jedynie kilka razy. Drzwi się otwierały, ale gdy pasażer chciał wsiąść, kierowca poinformował go, że autobus jest już pełen. Złościło to pasażera, bo widział, że nikogo nie ma w środku. Któregoś razu pasażer próbował protestować, twierdząc, że nie widzi nikogo w autobusie. Kierowca się zdenerwował, zamknął drzwi i autobus długo się nie zatrzymywał na tym przystanku. Następnym razem pasażer postanowił więc udawać, że rozumie i pozwalał autobusowi odjechać bez niego. Miał nadzieję, że pewnego dnia kierowca zlituje się i pozwoli mu wsiąść.
Pasażer zupełnie nie wiedział, jak długo będzie musiał czekać. Nie wiedział, dokąd jedzie autobus. Co więcej, nawet nie wiedział, dlaczego chciał jechać tym autobusem. Polecono mu wsiąść do niego i miał nadzieję, że gdy dotrze na miejsce, wszystko się wyjaśni.
Czasami ktoś zostawiał na przystanku jakąś gazetę lub książkę. Pasażer przeglądał je. Czasami czytał. Pewnego razu trafił na mit o Syzyfie, który nie dawał mu spokoju. Syzyf wydał mu się wyjątkowo bliski. Gdy nikt nie patrzył, wyrył napis na ścianie przystanku: “Syzyfie! Chrzań ten kamlot, a będziesz wolny!”.
Miał już dosyć czekania. Chciał coś zmienić. Wstał z ławki i ruszył przed siebie na piechotę. Nie wiedział, gdzie idzie. Miał nadzieję, że z czasem to się samo wyjaśni. Imał się różnych zajęć. Próbował różnych rzeczy. Cały czas miał jednak wrażenie, że nie robi tego, co powinien. Nie był już pasażerom czekającym na autobus. Został wędrowcem.
Codziennie mijał ludzi czekających na przystankach, wsiadających do autobusów i gdzieś jadących. Wszyscy oni gdzieś zmierzali, za czymś pędzili, gdzieś chcieli dojechać. Zazdrościł im tego. Często wracał myślami do swojego przystanku. Było to właściwie jedyne miejsce, gdzie czuł się jak w domu. W końcu spędził tam sporą część swojego życia. Za każdym razem, gdy mijał swój przystanek, serce zaczynało mu bić szybciej i łza kręciła się w oku.
Pomyślał, że może nie był wystarczająco cierpliwy, dlatego nie udało mu się dowiedzieć, dokąd jedzie jego autobus. Postanowił spróbować jeszcze raz i wrócił na swój przystanek.
Znów był pasażerem oczekującym na autobus. Była to dobrze znana mu rola. Gdy ktoś go zaczepiał i pytał, co tutaj robi, wiedział, co odpowiedzieć. Czekał na autobus. Nie musiał dużo tłumaczyć. Jak autobus przyjedzie, wsiądzie i pojedzie. Nie tylko on wiedział, kim jest, ale było to też oczywiste dla pozostałych.
Tym razem nie był zniecierpliwiony. Starał się dobrze wykorzystać czas, aby przygotować się do podróży. Zaopatrzył się w mapy. Przeczytał kilka poradników o przemieszczaniu się komunikacją miejską. Ćwiczył siłę uścisku, aby trzymać się na wybojach. Pytał o rady bardziej doświadczonych pasażerów.
No i pewnego dnia się doczekał. Autobus zatrzymał się, a kierowca pozwolił mu wsiąść. Powiedział, że może z nim jechać, pod warunkiem że będzie mu pomagał. Pasażera to zaskoczyło, ale był tak podekscytowany, że szybko zgodził się bez zadawania dodatkowych pytań. Nie był już pasażerem. Został pomocnikiem kierowcy. Pomyślał, że może to i lepiej, bo czegoś więcej się dowie w ten sposób.
Mijali kolejne przystanki. Kierowca jedynie machał ręką do czekających tam osób i mijał ich bez zatrzymywania. Z rzadka zatrzymywał się, ale nikogo nie zabierał, tłumacząc, że autobus jest pełen.
Szkoda mu było tych ludzi. Zapytał, czy mogą zabrać kolejną osobę. W końcu cały autobus był pusty. Kierowca obruszył się, że jest to zbyt ryzykowne, bo pasażerowie wszystko niszczą. Wielokrotnie pouczał swojego pomocnika, że utrzymanie autobusu w dobrym stanie technicznym jest kluczowe, bo jeśli autobus się zepsuje, to nikt przecież nie dotrze do celu.
Sugestia, aby kogoś zabrać, rozdrażniła kierowcę. Pomocnik nie chciał dolewać oliwy do ognia kolejnymi pytaniami. Bał się, że kierowca może i jego wyrzucić z autobusu. Najbezpieczniej było udawać, że wszystkie te wyjaśnienia mają sens.
Upływały kolejne dni. Autobus mijał kolejne przystanki. Pomocnik odnosił wrażenie, że koło niektórych przystanków już wcześniej przejeżdżali. Kierowca nie był rozmowny i niczego nie wyjaśniał. Pomocnik krępował się pytać. Po pewnym czasie stało się dla niego jednak oczywiste, że jeżdżą w kółko. Zaczął się tym faktem niepokoić. W końcu odważył się o to zapytać. Kierowca zbył go, że jeszcze za mało wie o jeżdżeniu autobusem i we właściwym czasie wszystko zrozumie.
Mijały lata. Nie zanosiło się, aby autobus miał dotrzeć do jakiegoś istotnego lub końcowego przystanku. Zmieniali trasy. Jednak prędzej czy później zawsze okazywało się, że jeżdżą w koło.
Jak tylko taktownie potrafił, próbował się wypytać kierowcy, jaki jest sens takiej jazdy. Z czasem stawało się jednak oczywiste, że kierowca sam nie miał pojęcia, dokąd jadą i po co. Pomocnik odnosił wrażenie, że kierowca nawet nie chce się nad tym zastanawiać.
Poczucie bezsensu było tak przytłaczające, że pewnego dnia po prostu bez słowa wysiadł z autobusu. Był zły, że stracił tak dużo czasu, podążając za ludźmi, którzy są sami mocno pogubieni.
Nie był już pomocnikiem. Chodził bez celu. Został włóczęgą. Szedł przed siebie całkowicie bez celu. Chciał zobaczyć jak najwięcej nowych miejsc. Często jednak orientował się, że już tu wcześniej był. Z czasem poczucie krążenia w kółko nasilało się. Dawno nie widział nic nowego. Zdał sobie sprawę, że robi dokładnie to samo co kierowca, tylko bez autobusu. Mocno się tym zdenerwował.
Poczuł, że musi całkowicie zmienić sposób swojego działania. Nie wiedział jak. Podejmował przypadkowe czynności. Miał nadzieję, że może przypadkiem natknie się na coś, co pokaże mu właściwy kierunek. Zmieniał profesje. Znowu miał jednak poczucie, że krąży w kółko.
Miał uczucie, że cały czas coś mu umyka. Pomyślał, że stan jego pogubienia jest spowodowany brakiem wiedzy. Zaczął czytać książki, chodzić na wykłady. Zapisał się nawet do szkoły. Nikt jednak nie dawał mu jednoznacznych odpowiedzi. Większość osób, z którymi rozmawiał, miała zdecydowane poglądy i była przekonana o ich słuszności. Szybko okazywało się, że są one niespójne lub nie zgadzają się z tym co widział na własne oczy. Zgłębiał kolejne dyscypliny. Im więcej wiedział, tym więcej miał nowych pytań. Im więcej próbował zrozumieć, tym bardziej czuł się skołowany. Znowu ogarnęło go poczucie bezsensu.
Gdy wracał zniechęcony z kolejnego wykładu, otrzymał wiadomość, że kierowca autobusu umarł. Zostawił list, w którym zapisał mu swój autobus. Napisał, że ufa, że on najlepiej zadba o autobus i najlepiej będzie wywiązywał się z jego obowiązków.
Szkoda mu było kierowcy. Miał szacunek dla jego wysiłku, pomimo że nie mógł zrozumieć jego sensu. Nie chciał też, aby autobus się zmarnował. W taki sposób sam został kierowcą.
Wsiadł do autobusu i uruchomił silnik. Nie wiedział, gdzie jechać. Widział absurd całej sytuacji. Postanowił jednak kontynuować. Podjął decyzję, że on będzie lepszym kierowcą niż jego poprzednik. On nada sens tej jeździe. Dzięki temu jego własne życie, ale także życie jego poprzednika również nabiorą sensu.
Ludzie na przystankach machali na niego rękami, aby się zatrzymał. Głupio było mu jednak zabierać kogokolwiek, więc tylko im odmachiwał. Był podekscytowany. Miał uczucie, że w końcu kontroluje swoje życie. Nie wiedział jeszcze jedynie, co ma osiągnąć.
Postanowił jechać za innym autobusem. Był ciekawy, dokąd jedzie. Okazało się, że on również jeździł w kółko. Postanowił śledzić kolejny autobus. To samo. Po kilku miesiącach jasne było, że wszystkie autobusy krążyły bardzo chaotycznie po całym mieście i nie dało się zrozumieć sensu ich istnienia.
Kierowca jednak nie poddawał się. Widział, że wiele osób chce wsiąść do jego autobusu. Muszą mieć przecież jakiś powód ku temu. Ciekaw był, gdzie chcą dojechać. Zatrzymał się na następnym przystanku i otworzył drzwi.
Pasażer wsiadł. Wyglądał na trochę zdezorientowanego. Kierowca zapytał “Dokąd chce pan jechać?”. “Na końcowy” odpowiedział nieśmiało pasażer. W tym momencie kierowca zorientował się, że pasażer sam nie ma pojęcia, dokąd chce dotrzeć. Nie potrzebował kogoś takiego. Szybko powiedział, że nie może go zabrać, bo autobus jest pełen. Zamknął drzwi i odjechał. Ponowił próbę z kilkoma innymi pasażerami. Nikt nie miał pojęcia, dokąd jedzie.
Kierowca pomyślał, że samemu nie rozwikła tej zagadki i potrzebuje pomocy. Pasażerowie są tak samo zdezorientowani, jak on, ale może razem uda się im coś wymyślić. Wybrał najbardziej zdeterminowanego pasażera, którego widywał najczęściej. Pozwolił mu wsiąść, ale oświadczył, że będzie potrzebował jego pomocy. Głupio mu jednak było powiedzieć dokładnie, w czym potrzebuje pomocy.
Jeździli tak w kółko. Pasażer od czasu do czasu zadawał pytania, które jedynie irytowały kierowcę, więc najczęściej nic nie odpowiadał. Miał wrażenie, że pasażer przerzuca całkowicie na niego odpowiedzialność za znalezienie odpowiedzi i dowiedzenie dokąd jadą. Strasznie go to złościło. Po pewnym czasie pasażer sam uciekł.
Kierowca jeździł dalej bez celu. Nie miał już nadziei, że rozwikła swoją zagadkę. Mijały lata. Kierowca starzał się. Pewnego dnia dostał wylewu. Odratowano go, ale zakomunikowano mu, że sytuacja będzie się powtarzać.
Kierowca nie chciał, aby okazało się, że jego życie było całkowicie bez sensu. Nie chciał, aby autobus się zmarnował. Dbanie o niego było sporą częścią jego życia. Nie chciał, aby cały ten wysiłek okazał się całkowicie bezsensowny. Sam już jednak nie da rady nadać swojemu życiu sensu. Może chociaż komuś po jego śmierci uda się dokończyć jego dzieła? Pomyślał o swoim pasażerze. Jemu naprawdę zależało, aby dowiedzieć się, gdzie ten autobus jedzie. Był on najlepszym kandydatem. Postanowił zapisać mu swój autobus w testamencie. Tak naprawdę nie miał żadnych innych kandydatów.
Gdy zatrzymał się, aby kupić papier w kiosku, zobaczył na ulicy płaczącego chłopca. Samochody mijały go, trąbiąc. Wystraszył się, że za chwilę ktoś go potrącił. Chwycił go za rękę i wciągnął na przystanek. Okazało się, że chłopiec zgubił się. Nie wiedział, skąd przyszedł i jak to stało się, że się tu znalazł. Nie wiedział, co ma zrobić. Zapytał, czy kierowca może się nim zająć. Nie był to najlepszy pomysł w jego stanie zdrowia. “Nie mogę” odpowiedział kierowca. Nie chciał jednak tak zostawiać chłopca. Powiedział, żeby poczekał na tym przystanku, że niebawem przyjdzie właściwy autobus i go zabierze we właściwe miejsce. Nie wiedział, czy to prawda, ale była to najlepsza rada, jaką potrafił mu dać.
Na przystanku widniał duży napis:
Autobus do Samsary
Pasażer siedział na przystanku autobusowym. Czekał już bardzo długo. Czasami widywał autobus, który zwykle po prostu go mijał. Czasami kierowca do niego machał, wysyłał jakieś sygnały, że wie, że tam jest, ale pasażer nie wiedział, co ma o tym myśleć…